Istota relacji

Dzisiaj przychodzę do Was z szybkim postem, ale jakże ważnym do przemyślenia. Teks powstał w ramach zadania domowego z religii i nie jest on nadzwyczaj obszerny, ani przyozdobiony środkami poetyckimi, ale myślę, że udało mi się w nim zawrzeć wiele prawdy. Nie jest to jakaś zwarta wypowiedź, lecz luźne przemyślenia na temat relacji międzyludzkiej, miłości, samotności, marzeń i cierpienia. Zapraszam do przeczytania.

Kto nigdy nie żył, nigdy nie umiera,
Nic nie traci ten, co nie miał nic.
Ten, kto nie kochał, nie wie co tęsknota,
Nie wie co gorycz, kto bez marzeń śni.

   Powyższe słowa piosenki przywołują na myśl pewne stwierdzenie: nie ma szczęścia bez cierpienia, nie ma miłości bez tęsknoty, nie ma życia bez śmierci. Takie to oczywiste, lecz tak często o tym zapominamy. Pozornie przeciwstawne wyrażenia, które tak naprawdę się uzupełniają. Jedno bez drugiego nie istnieje. Taka jest kolej rzeczy. Z drugiej jednak strony ksiądz Jan Twardowski zauważa, że "W życiu musi być dobrze i niedobrze. Bo jak jest tylko dobrze, to jest niedobrze". Wniosek z tego taki, że gdyby człowiek doświadczał w życiu jedynie pozytywnych emocji, po pewnym czasie przyzwyczaiłby się do przyjemności tego świata i przestałby doceniać wszelkie dobro, jakie go otacza. Wszystkie negatywne czynniki, jak śmierć, utrata czegoś lub kogoś ważnego, tęsknota itd. są jakby dla zachowania życiowej równowagi. 
    "Kto nigdy nie żył, nigdy nie umiera". Słów tych nie należy rozumieć dosłownie, bowiem każdy z nas żyje i jest świadomy swojego jestestwa, oraz tego, że kiedyś czeka go śmierć. W tym cytacie chodzi jednak bardziej o życie pełnią, doświadczanie przygód, emocji... O wchodzenie w relacje i branie na klatę tego, co przyniesie los Jest to ryzykowne, ponieważ na takim życiu można się sparzyć, gdzieś potknąć. W takim przypadku dużo łatwiejsza jest zwyczajna wegetacja. Wycofanie się z życia i izolacja. Ma się wtedy pewność, że nikt nas nie zrani, nie zostaniemy wystawieni na skrajne emocje, które zależą od kogoś innego. Jednak kto nie wchodzi z kimś w relacje, żyje samotnie i samotnie odchodzi. Nigdy nie tęskni, ale też nie doświadcza bliskości. Niczego nie utraci, bo nigdy niczego tak naprawdę nie posiadał.
Czytaj więcej >

Życie to nie książka ani żaden film, choć to ono pisze najlepsze scenariusze

   Kto mnie zna, wie, że od dawien dawna zaczytuję się w romansach. Zaczynałam od lekkich powiastek, w których to bohaterowie po uszy w sobie zakochani bawili się w podchody, by koniec końców paść sobie w objęcia. Przerabiałam komedie romantyczne, przy których bawiłam się w najlepsze, ale sięgałam także po piękne historie, które rozczulały mnie do łez. Z czasem zaczęłam sięgać po coraz "trudniejsze" romanse, pełne druzgocącej fabuły - niespełnione miłości, zdrady, gwałty, molestowania, choroby, poronienia, wypadki i śmierci. Znam to wszystko już prawie na pamięć, ale moi ulubieni autorzy wciąż mnie zaskakują! 

    Skąd biorą się pomysły tych genialnych kobiet (zresztą mężczyzn również, bo nie tylko panie piszą romanse!) i jak oni to robią, że ich historie sprawiają, że nie jestem w stanie oderwać się od książki? Dlaczego, utożsamiam się z bohaterami i  jak to działa, że wraz z upływem stron przeżywam drugie życie? Dlaczego zżywam się z postaciami i dlaczego płaczę, kiedy ich życie lega w gruzach? Jak to działa, że czuję się szczęśliwa i pełna energii, kiedy i oni są przepełnieni szczęściem? Dlaczego czuję to, co czują oni czują? To chyba zawsze pozostanie dla mnie zagadką, ale zagadką jest też to, dlaczego przenoszę książkowy świat do tego prawdziwego? Czyżbym nie potrafiła się wyplątać z sideł romantyzmu i zdjąć różowych okularów?

Pomyślicie pewnie, że naczytałam się romansideł, a teraz kuku bije mi do głowy. Być może macie rację.



       Podobno życie pisze najlepsze scenariusze i czasami faktycznie tak jest. Czasami przytrafiają się nam historie, które spokojnie mogłyby zasługiwać na Oscara. Zazwyczaj jednak nasza codzienność przypruszona jest rutyną. Tymczasem sięgając po książkę, przenosimy się na chwilę w inny świat, jakby do innego wymiaru. Odpływamy i już nas nie ma, na godzinę, czasem dwie, trzy... Najlepsze jednak jest to, że wraz z zamknięciem papierowych stron, świadomość tego, co wydarzyło się na kartce pomiędzy słowami zostaje w naszej podświadomości. Chcąc nie chcąc obieramy jakieś stanowisko, przejmujemy cechy bohaterów, myślimy trochę jak oni i utożsamiamy się z nimi, a jest to zupełnie normalne, bo przecież bohater został wykreowany tak, żeby nam imponował swoją postawą, a także denerwował niektórymi swoimi zachowaniami. Głowna postać nie może być idealna. Powinna nam przypominać nas samych i w tym kryje się chyba sedno dobrej książki, ale to już inna sprawa... 

     Odbiegłam od tematu, ale wracając... Już tyle się oczytałam o tym jak wyjątkowy, jedyny w swoim rodzaju i niezwykle przystojny X kochał tę swoją przeciętną, ale dla niego najpiękniejszą, najseksowniejszą, najmądrzejszą i najzabawniejszą, trochę zwariowaną, o najładniejszych oczach na świecie i przekochanym uśmiechu Y. Przemaglowałam już tyle ich podrywów. Już tyle randek, pierwszych pocałunków i pierwszych razów. Za każdym razem poznawałam ich uczucia i widziałam oczami wyobraźni, jak X się o nią stara, jak walczy i zabiega. Widziałam jak Y pada w jego ramiona i jak z miłością wpuszcza go do swojego świata. Widziałam ich oboje pod prysznicem i byłam świadkiem każdej ich kłótni, która była przecież tylko po to, żeby mogli się pogodzić. Widziałam ich biegnących do siebie z otwartymi ramionami i tańczących w deszczu. Byłam świadkiem, jak ona płakała, a on wyklinał świat i bił pięściami w ścianę. Wiem, co myślał X i czułam to, co czuła Y. Wiem, co przeżywała, kiedy on ją dotykał, wiem co myślał on, kiedy poznawał jej ciało. Słyszałam jak wzdychali na swój widok i jak się wyzywali. Czułam jak pragnęli swoich rąk, swojego dotyku, swojego ciepla. Widziałam jak tęsknili i jak nie mogli bez siebie żyć. Jak odchodzą od siebie i wracają po latach. Jak cierpią z miłości, jak się martwią, jak spędzają bezsenne noce. Wiedziałam o czym myślą, choć nie było o tym napisane. Byłam świadkiem ich ukradkowych spojrzeń i niewinnych pocałunków. Widziałam jak za sobą przepadają, jak szaleją z miłości! Widziałam jak kochają się wbrew wszystkiemu i pomimo.
      I wiecie co? Chciałabym być taką Y. 
Czytaj więcej >

Doceń to, co masz! Po prostu.

W ostatnim poście zapomniałam dopisać bardzo ważny punkt, nad którym będę starała się pracować. NARZEKANIE. Wiadomo, to z nami Polakami jest. Każdy ponarzekać sobie lubi, że pogoda nie ta, że za zimno, że za gorąco, że słońce razi, że deszcz pada, że w pracy za mało płacą, a podatki za wysokie, że w szkole nudy albo nauczyciel za dużo wymaga, że obiad niedobry, że pusto w lodówce, że czas zbyt szybko leci, że autobus się spóźnił, że samochód nie chce odpalić, że za dużo wydatków, że dlaczego takie wszystko drogie? Znajome, a jakże uprzykrzające nam życie...

No i po co to wszystko, skoro na większość tych rzeczy nie mamy wpływu? Po co się tym zamartwiać, jeżeli nie od nas zależy jaka będzie jutro pogoda? Owszem, są spawy, które należy kontrolować i je trzeba wziąć w swoje ręce. Są czynniki nad, którymi możemy zapanować, a jeśli wtedy coś pójdzie nie tak, to nawet wskazane jest rozliczyć siebie samego z wyniku i efektów, ale przecież samo patrzenie i narzekanie nic nam nie da, a jedynie demotywuje i wprowadza depresyjny nastrój.


Następnym razem gdy będziesz chciał narzekać, pamiętaj...
Zanim powiesz coś niemiłego, pomyśl o kimś, kto nie może mówić.
Zanim skrytykujesz smak jedzenia, pomyśl o tych, którzy cierpią głód.
Zanim będziesz narzekać na chłopaka/dziewczynę, męża lub żonę, pomyśl o kimś, kto potrzebuje towarzystwa. 
Zanim zaczniesz narzekać na życie, pomyśl o kimś, kto odszedł zbyt szybko.
Zanim zaczniesz skarżyć się na dzieci, pomyśl o kimś, kto nie może ich mieć, chociaż chce.
Zanim wywołasz awanturę o bałagan w domu, pomyśl o ludziach mieszkających na ulicy.
Zanim ponarzekasz na odległość do przejechania, pomyśl o kimś, kto tyle samo musi przejść.
Gdy jesteś zmęczony i narzekasz na pracę, pomyśl o bezrobotnych, czy niepełnosprawnych, którzy chętnie przejęliby twoją posadę. 

Uśmiechnij się! Ciesz się życiem, ciesz się chwilą i doceniaj to, co masz do cholery! Bo życie jest darem, a ty masz je wypełnić i być szczęśliwym. Uwierz tylko, że wszystko, czego potrzebujesz, masz na wyciągniecie ręki i myśl pozytywnie!  

Czytaj więcej >

13 sposobów, jak być szczęśliwym tego roku

     Nowy rok to dla wielu z nas nowy start i idealny okres do postanowień. Pod wpływem zasypujących nas zewsząd motywatorów mamy w zwyczaju na nowo brać życie w swoje ręce, od początku stawać się panami swojej rzeczywistości, praktykować dobre nawyki, wyrzekać się uzależnień i maksymalnie eksploatować każdy dzień. Bierzemy na siebie coraz to nowe obowiązki, ale rzeczywistość wcale nie wygląda tak kolorowo. Już od samego początku los rzuca nam kłody pod nogi. Siłownie są pełne amatorów, którzy po miesiącu rezygnują z wszelkiej aktywności fizycznej. Na ulicach widać ludzi, którzy brodzą coraz to szybciej w śnieżnych zaspach, stymulując bieganie, natomiast ze sklepowych półek częściej znikają zdrowe produkty, które później zalegają w lodówce. 
        Nie zrozumcie mnie źle. Nie mówię, że postanowienia noworoczne są złe, ale na pewno nie są odpowiednie dla mnie. Dlaczego? Pewnie dlatego, że ja co chwilę mam nowy start. Co chwilę masę pomysłów jak urozmaicić i ulepszyć swoje życie. Rzadko kiedy też trzymam z góry ustalonych schematów. Nie potrafię wytrwać w jednym postanowieniu przez okrągły rok. Wolę jeden miesiąc poświęcić na coś, by w kolejnym skupić się na czymś innym. Taka już jestem i nie twierdzę, że brak wszelkich postanowień jest wadą. Po prostu nie ograniczam się co do "schudnę do lata" i nie zamykam się w sztywnych ramach "codziennie wieczorem napiszę posta". Zamiast tego wolę "nie przytyję do studniówki", czy "napiszę książkę". 
       Tak więc moi kochani nie mam żadnych postanowień, a przynajmniej żadnych noworocznych. Piszę tego posta siedząc pod kocem w piękny zimowy wieczór. Obok mnie stoi kubek z herbatą (szósty już tego dnia), a na talerzyku leży kawałek pierniczka i ogryzek z jabłka. Jest już wieczór, ale mam na dziś jeszcze w planach napisać dwa listy do Sary i Madzi. Dziewczyny serdecznie pozdrawiam, a ja tymczasem zabieram się tworzenia listy siedemnastu sposobów na to, żeby rok 2017 móc zaliczyć do naprawdę udanych!


     Bo widzicie...postanowień jako takich nie mam, ale fajnie by było nakreślić sobie w głowie małe wyznaczniki, które przybliżą mnie do pełni szczęścia, sprawią że za ich sprawą poczuję się spełniona i że z mojej twarzy nie zniknie uśmiech. Tych wyznaczników miało być 17, bo przecież rok 2017, ale koniec końców zabrakło mi pomysłów... No to lecimy z koksem!

Pozytywne myślenie przede wszystkim - podobno ludzie są na tyle szczęśliwi, na ile sami uważają się za szczęśliwych. Ja mam skłonności do uzależniania swojego szczęścia od ludzi i losu zdarzeń, ale prawda jest taka, że tylko ode mnie zależy poczucie mojej szczęśliwości. Już nie chcę więcej czekać i patrzyć na to co zrobią inni, uzależniać swojej pozycji od otoczenia, ani nie chcę poddawać się losowi. Pora wziąć życie w swoje ręce. Czy jestem szczęśliwa? Tak! Mam wspaniałe życie, które wygląda, tak jak chcę, żeby wyglądało. Mam przy sobie wspaniałe osoby: niezastąpionych przyjaciół, na których mogę liczyć i ukochanego chłopaka, który rozumie mnie jak nikt inny, wspiera i całuje najlepiej na świecie! Mam fajną rodzinę, dach nad głową i nigdy pustą lodówkę. Mam plany na najbliższą przyszłość i marzenia do zrealizowania. Mam wiarę, że mogę osiągnąć wszystko, bo świat stoi przede mną otworem i mam przy sobie ludzi, których kocham i z którymi chcę spędzić życie.

Życie staje się łatwiejsze, kiedy na twarzy gości uśmiech - czasem ciężko uśmiechać się przez łzy, czasem taki uśmiech może być odebrany jako fałszywy. Ale czy to istotne? Najważniejsze, żeby nie poddać się przygnębieniu. Uśmiech to naturalny kosmetyk i tajna broń zarazem. Uśmiechnięte osoby mają łatwiej w życiu. Łatwiej zawierają nowe znajomości i łatwiej rozwiązują konflikty. W szkole, w pracy, w urzędzie, w domu. Czemu nie mielibyśmy się uśmiechać zawsze i wszędzie? Z każdej nawet najpoważniejszej sytuacji można przecież wyjść obronną ręką, zamieniając ją w żart.   

Kontroluj swoje emocje - z tym u mnie bardzo ciężko... Nie ma co ukrywać, że bardzo często poddaję się emocjom i pozwalam żeby przejęły kontrolę nad moim zachowaniem. To między innymi poprzez bodźce zewnętrzne z mojej twarzy znika uśmiech. Daję sobie wmówić, że nie zasługuję na szczęście, podczas gdy tak naprawdę niczego mi nie brakuje. Musze więc postarać się dużo bardziej panować nad emocjami. Co prawda nie ode mnie zależy jak odbiorę pewne sytuacje, czy co poczuję w związku z czymś, ale mam znaczący wpływ na swoje myśli i dalsze działania. Inna sprawa to to, że emocji nie można tłumić w sobie. Lepiej wygadać się komuś bliskiemu, czy nawet wygarnąć co na sercu leży, niż izolować się w czterech ścianach, by zakopać smutki, które prędzej, czy później i tak wyjdą na jaw, tylko że z podwójną siłą. 

Nie ukrywaj strachu, smutku, płaczu... - to też jest potrzebne, bo gdyby nasze życie składało się tylko z tych pozytywnych chwil, po pewnym czasem przestalibyśmy je dostrzegać. Człowiecza natura tak już ma. Szybko się przyzwyczaja i myśli, że coś jej się należy, dlatego też te negatywne emocje są dobre, ale! Nie można się im poddawać. Strach jest całkowicie naturalną emocją, która zazwyczaj przed czymś nas powstrzymuje. Studzi nasz entuzjazm i szerzej otwiera oczy. Boimy się o wiele spraw i rzeczy. Czasem samo wyjście z naszej strefy komfortu sprawia, iż grunt pod nogami staje się chwiejny. Dlatego też mam zamiar poszerzać swoją strefę komfortu. Chcę zdobywać nowe doświadczenia, chcę próbować nowych rzeczy i poznawać inne aspekty rzeczywistości. 
Smutek bardzo często osłabia moją chęć do życia. Kiedy jestem smutna, nie potrafię zabrać się za nic produktywnego. Najchętniej przeleżałabym cały dzień w łóżku. O dziwo w takim stanie nie potrafię też zasnąć. Dlatego też muszę wziąć się w garść i uczucie smutku niwelować od razu. Są na to dwa sposoby. 
a) wejść między ludzi 
b) wypłakać się w ramiona bliskich - więc płacz. Mówią, że płacz oczyszcza duszę i faktycznie coś w tym jest. Łzy też nie są złe, a wręcz bardzo często zaraz po nich przychodzi wytchnienie. Pozwalają na chwilę zamyślenia, melancholii, a nawet swojego rodzaju wyciszenie. 

Bierz na klatę, co przyniesie los - nie łatwo jest zaufać przypadkowi, ale że ja w przypadki nie wierzę, a raczej w cudowną opatrzność, która niezawodnie steruje moim życiem, co mi szkodzi zaufać tej opatrzności nieco bardziej niż dotychczas? Los jest co prawda nieobliczalny i zsyła na ludzi wiele niespodzianek, ale czy nie o to w tym wszystkim chodzi? Podobno każdy jest kowalem swojego losu. A i owszem! Nie mogę tym słowom zaprzeczyć, bo i ja mam pewne plany, pewne wyobrażenia, do których dążę, ale jednocześnie nie mogę całkowicie polegać tylko na sobie. Wypadki, czy to dobre, czy to złe, chodzą po ludziach, więc pora zacząć stawiać im czoła. Do odważnych świat należy!

Przejmij kontrolę nad swoim życiem - chyba już najwyższy czas przeciąć pępowinę, którą byłam opatulona od dnia narodzin, aż do teraz. Myślę, że koniec szkoły będzie idealną okazją żeby w końcu stać się choć trochę bardziej zaradnym, żeby samodzielnie zacząć podejmować ważne decyzje i w miarę możliwości zacząć żyć na własny rachunek. Z pewnością będzie to przełomowy krok i niekoniecznie prosty do pokonania, ale zamierzam zrobić wszystko, co w mojej mocy, by tą rewolucję przeprowadzić do końca. Liczę się z tym, że nie będzie łatwo.

Naucz się czegoś nowego - to postanowienie już teraz mój ukochany wprowadza w życie, zakładając na moje stopy ogromne buciory i splatając moje nogi deską, na której uczy mnie swobodnie się poruszać. Otóż snowboard. Nigdy nie pomyślałabym, że dam się na to namówić, a jednak! Nie będę mówić, że mi się spodobało, bo jeszcze pewnie milion razy zmienię zdanie, ale jest całkiem nieźle. Już przeżyłam pierwsze chwile zwątpienia i złości, a to dopiero początek. Postanowiłam jednak, że się nie poddam. Może za rok tchórz Monika odwiedzi stok? Kto wie?

Rozwijaj swoje pasje - czyli pisać, pisać, pisać! Nie ważne czy to będą listy, wypracowania do szkoły, posty, czy opowiadanie mojego autorstwa. Najbliższy rok mam zamiar spędzić, skupiając się tylko nad tym.

Nie odbieraj wszystkiego osobiście - zdarzają się czasem sytuacje, które pomimo że nie dotyczą nas bezpośrednio, w jakiś sposób nas dotykają. Przykład? Moim ulubionym kolorem jest niebieski, ale koleżanka powie, że nienawidzi niebieskiego i teoretycznie nie powinno mnie to ruszać, bo każdy ma swoje zadanie, swoje gusta i nie to ładne, co ładne, ale to co się komu podoba, prawda? Jednak pomimo tego, że ja to wiem, mogę poczuć się urażona. Tak działa nasza podświadomość i pora nauczyć się z tym walczyć. Nie powinniśmy odbierać wszystkiego osobiście, bo jeżeli ktoś mówi o sobie, to w przesłaniu tym wyraźnie zaznacza, że ta kwestia nas nie dotyczy.

Naucz się odpoczywać - chyba każdy z nas wie, co to jest aktywny wypoczynek i czym różni się od typowego leżakowania przed telewizorem. Ja i TV już od dawna się nie przyjaźnimy, ale prawda jest taka, że mój "aktywny wypoczynek" przeradza się w pracę, bo co jak co, ale linia pomiędzy tymi pojęciami jest bardzo cienka. Więc zamiast wypoczywać, ja zamieniam się w robota. Chcę robić wszystkiego więcej, szybciej i lepiej. Dlaczego? Bo jeśli nie dam z siebie wszystkiego, mam wrażenie, że marnuję swój czas. Muszę nauczyć się z tym walczyć i bez wyrzutów sumienia poświęcać uwagę każdemu aspektowi życia. Nie tylko pracy.

Są rzeczy ważne i ważniejsze - niestety nasza doba ogranicza się do 24 godzin. Jeśli odejmiemy 7 godzin snu i średnio 8 godzin, które musimy poświęcić na szkołę i pracę oraz przeciętnie 2/3 godziny na domowe obowiązki, zostaje nam zaledwie garstka czasu, który możemy poświęcić własnym sprawom. Znając życie ów spraw jest od groma i nie da się wszystkiego ogarnąć w jeden dzień, tydzień, miesiąc, rok... Ale! Są rzeczy ważne i ważniejsze. Nie będę może poruszać tutaj tematu mojej hierarchii wartości. bo sedno tego tematu kryje się w rzeczach całkowicie przyziemnych: hobby, matura, codzienność. Które z tych  powinnam postawić na pierwszym miejscu, żeby reszta nie ucierpiała? 4 miesiące z hakiem czeka mnie egzamin dojrzałości, do którego w ogóle się nie przygotowuję, a chyba powinnam już zacząć. Pasja jest dla mnie ważna, ale zazwyczaj spychana w kat przez szkolne i domowe obowiązki. A codzienność? To chyba ona pochłania najwięcej mojego cennego czasu, ale nie da się funkcjonować bez oddechu, bez przerw na posiłek, bez prysznica, czy bez załatwiania spraw z urzędu.
Nie da się całkowicie poświecić jednej sprawie, żeby nie zwariować. Dlatego trzeba odnaleźć w sobie złoty środek i nie odczuwać poczucia winy, że nie zostałam w domu i nie uczyłam się na sprawdzian z matmy, podczas kiedy miałam okazję odwiedzić rodzinę, spotkać się z chłopakiem, pogadać z koleżanką, czy kiedy poczułam naglącą wenę twórczą. Są rzeczy ważne i ważniejsze.

Uwieczniaj ważne chwile - od dziecka prowadzę pamiętnik i to właśnie tam zapisuję większość ważnych dat, istotnych wydarzeń lub po prostu miłych sytuacji, które warto po latach będzie sobie przypomnieć. Zazwyczaj pod koniec każdego roku wracam do moich zapisków i w przeciągu kilku chwil potrafię przewertować pamięcią wszystkie wyjątkowe wydarzenia. Również zdjęcia stanowią świetną pamiątkę i źródło wspomnień, dlatego mam zamiar gromadzić ich jak najwięcej!

Doceniaj to, co masz - a mam bardzo wiele. Aż przyjemnie zdać sobie sprawę z własnego bogactwa. Miłość - ta jedyna niezastąpiona, prawdziwa, szczera, szalona, namiętna, porywająca i nie dająca o sobie zapomnieć, która napędza cały mój świat i sprawia, że mam ochotę żyć! Pasja - pod tym słowem kryje się wiele, ale najwspanialsze jest to, że mam możliwość rozwijania jej, uczenia się i doskonalenia swoich zdolności! Książki - bez nich szary nudny wieczór byłby tylko szarym nudnym wieczorem... Kawa z przyjaciółmi - czyli beztroski czas, który mogę spędzić w wyśmienitym towarzystwie i z mnóstwem uśmiechu! Listy - tyle kontaktów, tyle znajomości i tyle radości z otrzymania przesyłki! Plany - czym byłoby życie bez planów na najbliższą przyszłość? Spontaniczność jest fajna, ale kiedy staje się regułą życia, nie jest już spontanicznością. Planów mam mnóstwo. Wielkimi krokami zbliża się moja studniówka. Później trzeba będzie przygotować się mentalnie na koniec szkoły, trzeba będzie zdać maturę i niepewnym krokiem wejść w dorosłość. Co dalej? Najdłuższe wakacje w życiu, które jednocześnie wiążę nadziejami z pracą. A to wszystko po to, by spełniać swoje marzenia!  
Czytaj więcej >

Christmas is comming

Wielkimi krokami zbliżają się święta Bożego Narodzenia. Jak co roku trzeba posprzątać, ubrać choinkę, przystroić dom i z niecierpliwością wyczekiwać na gwiazdkowe prezenty. Generalnie masa obowiązków i dużo sprzątania. Nie czarujmy się... Ten aspekt świąt zaburza ekosystem niejednemu z nas. Wybija z rytmu i każe porzucić dotychczasowe zajęcia na rzecz, jakby się mogło wydawać - bardziej wyniosłych celów. Natomiast po trzech dniach okazuje się, że jest już po wszystkim. Wigilia zjedzona, opłatek połamany, cukierków na choince już nie ma, a ona sama stoi od parady i jedynie zawadza. Taka oto magia corocznych świąt. 

Ale nie dla mnie. Już któryś rok z rzędu mam przyjemność być mile zaskoczoną magią i klimatem Bożego Narodzenia. Nie chodzi mi tutaj o świąteczne hity puszczane w galeriach handlowych już od połowy listopada, ani też śliczne dekoracje. Komercja robi swoje. Cieszy ludzkie zmysły, ale jednocześnie przysłania nam to, co tak naprawdę powinno być dla nas istotne w tych dniach - Boże Narodzenie!

Czy Święta Bożego Narodzenia są bardziej świętami dla samych świat, czy w istocie Bożym narodzeniem? Czy dostrzegamy w tym wszystkim Boga, czy raczej cieszymy się, bo mamy wolne od szkoły i pracy i możemy po prostu odpocząć? Jak to jest, że przy stole wesoło, a w sercu pustka? Do tej pory też tak miałam, ale odkryłam prawdziwą magię świat, która nie kryje się pod choinką, ale w ludzkich sercach.


Całą istotą świąt Bożego Narodzenia jest Bóg. Nie trzeba być wielce wierzącym, aby odkryć tą odwieczna tajemnicę, ale co zrobić, by te święta były dla nas pełne radości, beztroski, sympatii i uśmiechu? Z tym często mamy już większy problem.

Podobno Boga najłatwiej doświadczyć w kościele. Dlatego też ja z całą rodziną w tradycji mamy rodzinną pasterkę. Do niedawna wyśmiałabym kogoś, kto powiedziałby mi, że msza w środku nocy sprawia mu radość, ale w istocie tak jest! Dla mnie co roku jest to niesamowite przeżycie. To spotkanie w murach kościoła, jest inne niż wszystkie. Bardziej wyniosłe, bardziej uroczyste. Przepełnione świętością, bo oto narodził się Bóg i Zbawiciel. Największy z największych stał się maleńki i przyszedł na Ziemię, by dać mi nadzieję, sprawić bym miała siłę i bym z uśmiechem szła przez życie, bo od teraz wszystkie problemy, porażki i troski mogę powierzać Jemu. Co roku w tym momencie uświadamiam sobie, że coby się nie działo, nie jestem sama. Dociera do mnie, że zawsze jest Ktoś, komu zależy na moim szczęściu. On ze mną cierpi i ze mną jest radosny. On chce dla mnie jak najlepiej. Wszystko, co dobre w moim życiu pochodzi od Niego, ale i do Niego należy. On ma wobec mnie jakiś plan i może nie zawsze jest on zgodny z moimi zamiarami, ale skoro Bóg drzwi zamyka, to otwiera okna.
Módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga,
a pracuj tak, jakby wszystko zależało od Ciebie.
Nieco inaczej malują się tutaj nasze relacje w rodzinie, na którą przecież jesteśmy skazani, jeśli nie przy wigilijnym stole, to kolejnych dwóch dniach. Czasami w domu gromadzi się cała rodzinna, tłum ludzi, że aż głowa pęka. Innym razem przypada nam świętować w skromnym i skrępowanym gronie. W obu przypadkach warto w tym czasie przyjąć pokojowe nastawienie. Uśmiechnąć się do kogoś 'mimo wszystko', tak zwyczajnie i pomyśleć sobie "może on wcale nie jest taki zły?" Warto też zapomnieć krzywdy, zaniechać zemsty. Przecież Bóg skrywa się także w naszych bliskich. W każdej osobie można odnaleźć cząstkę boskości. W babciach, które ciągle nakładają coś na talerz. W upierdliwym młodszym bracie. W rodzicach, którzy przytaczają krępujące historie z życia. W ciotkach i wujkach, którzy planują Twoją przyszłość, bo oni przecież wiedzą najlepiej, jakie studia, czy praca będą dla Ciebie najlepsze. Punktem kulminacyjnym tego spotkania niech będzie podzielenie się opłatkiem. I tu nie chodzi o to, żeby składać nie wiadomo jak kreatywne życzenia... Znając życie każdy z nas mówi co roku tą samą wiązankę i tak samo każdy z nas po chwili wszystko zapomina, nieważne jak ciepłe słowa by to były. Ważne jest to, żeby podejść, spojrzeć w oczy i uściskać bliskiego tak serdecznie, jakby chciało się powiedzieć "Przepraszam za wszystko. Nie doceniałem Cię. Zbyt mało czasu ci poświęcałem, a przecież Ty tyle dla mnie znaczysz.". Niech w tym jednym uścisku będzie zawarte całe uczucie. 
   Gwarantuję Wam, że wtedy tą uroczystą kolację zjecie z radością wymalowaną na twarzy. I tak też spędzicie całe święta! 


Czytaj więcej >

Ostatnia prosta do matury

   Byle do świąt. Byle do ferii, byle do wakacji. Ale czy na pewno? Czas płynie jak piasek przez palce. Wręcz topi się w moich dłoniach. Nie potrafię go zatrzymać, ani też wykorzystać w stu procentach, co przyznaję z bólem serca. Chyba każdy z nas to zna... Masa obowiązków, nie wiadomo, w co ręce włożyć, a koniec końców odkładamy wszystko "na później", "na jutro", "na nie wiadomo kiedy".
   Dopiero zaczynałam IV klasę technikum. Dopiero był wrzesień. Jeszcze całkiem niedawno przygrzewało słońce, chodziło się w krótkim rękawku i sandałach, a już Boże Narodzenie za pasem. Co zrobiłam przez te kilka miesięcy? Poza kilkoma ciekawymi wydarzeniami moja codzienność pokryła się kurzem. Każdy dzień wygląda tak samo, aż do znudzenia. Szkoła - nauka, dom - nauka, spać. A gdzie czas dla siebie? A gdzie jakakolwiek rozrywka? Ogólnie rzecz biorąc, nie narzekam na brak wrażeń. Utarł się w mojej codzienności pewien kompromis pomiędzy tymi czynnikami, nadając jej intensywności. Chyba znalazłam złoty środek na to, jak pogodzić szkołę i życie osobiste. Brak mi jeszcze tylko czasu na samorealizację. 

    
     Postanowiłam zacząć pisać na dobre. Nie ma wymówek o braku weny! Nie istnieje coś takiego jak niedomiar natchnienia. Flow musi być i musi podsycać chęć tworzenia! I ja to coś stworzę, już postanowiłam. Na dobry początek niech to będzie ten blog. Znowu go zaniedbałam... Nie po raz pierwszy zresztą, ale po raz ostatni.
   Każdy podobno ma jakiś ukryty talent. Nie wiem, czy moim jest pisanie, ale chciałabym się o tym przekonać. Chcę pisać dla siebie, ale też dla Was. Nawet nie wiecie jaką cholerną radość sprawia mi, kiedy ludzie pytają o nowe posty. Wielu z Was przywołuje moje słowa albo wspomina dawne, zapomniane już wpisy. Ludzie w szkole podchodzą do mnie, z zapytaniem czemu ostatnio nic nie dodaję, dlaczego nie pojawiło się nic nowego. Koledzy wspominają, jak to swego czasu przed lekcjami czytali moje spostrzeżenia i upominają się o dawno obiecany temat. To naprawdę niesamowicie motywuje! Czuję się zobowiązana wobec Was i trochę mi wstyd, że tak nagle zniknęłam na kilka miesięcy. Ale to się zmieni. Nie obiecuję, że będę tutaj często, ale postaram się robić co w mojej mocy. Swoimi talentami trzeba się dzielić. Trzeba się chwalić, żeby coś z tego wyszło, a ja z całego serca pragnę, aby to było coś dobrego. Coś, co Wam się spodoba, a mnie uszczęśliwi.
    Postanowiłam sobie kiedyś, że napiszę książkę i już teraz wiem, że to zrobię. Aktualnie pracuję nad kilkoma opowiadaniami, ale nie mam wystarczająco dużo czasu, aby się temu całkowicie poświęcić. Piszę, ale nigdzie tego nie udostępniam. Wgląd w moje prace ma zaledwie kilka osób, a ja chyba jednak wolę pisać do szerszego grona odbiorców. Co prawda te uprzywilejowane duszyczki są niezastąpionymi doradcami i jestem im ogromnie wdzięczna za wszelkie wparcie i wiarę we mnie, nawet kiedy ja sama już w siebie nie wierzę. W każdym razie, pisząc tylko dla siebie, nie czuję się dobrze. Mam wrażenie, że robię to anonimowo i że te prace są nic nie warte, dlatego często nie wkładam w nie tyle pracy, ile bym chciała. Dlatego to też się zmieni. Założyłam kiedyś konto na Wattpadzie, więc jak tylko dopracuję pierwsze rozdziały nowego opowiadania, podzielę się z Wami co nieco.

  A skąd u mnie tyle zmian i postanowień? Złożyło się na to kilka czynników. Po pierwsze uświadomiłam sobie w końcu jasno i dobitnie, co chcę w życiu robić. Już wiem, co mnie uszczęśliwia i co sprawia mi radość - pisanie! Po drugie jakiś czas temu spotkałam na swojej drodze osobę, której wyznałam moje skryte aspiracje. Jej entuzjazm i ogrom ciepłych słów na nowo wznieciły we mnie pragnienie twórczości. Później tych osób było coraz więcej. Dawne polonistyki z gimnazjum i ze szkoły podstawowej dowiedziały się o moich zamiarach i obie ochoczo mi kibicują. Rodzina zareagowała równie pozytywnie! Przyjaciele zachęcają nawet do rozszerzonej matury z języka polskiego, a ukochany czyta każdą moją pracę, jakkolwiek beznadziejna by ona nie była. Ostatnim i najświeższymi motywatorem jest 85% z próbnej matury i słowa polonistyki "świetna rozprawka". Więcej mi nie trzeba.


A co z nauką? Temu niestety też muszę poświęcać swój cenny czas. Niestety, ponieważ na studia się nie wybieram, a maturę jako tako chciałabym zdać. W szkole cisną, a presja niestety z upływem czasu będzie rosła. Już teraz powinnam zacząć osobiste powtórki z podstawowych przedmiotów, więc zbieram się powoli. Trzeba przebudzić się z jesiennego letargu i uświadomić sobie, że studniówka w istocie nie odbywa się 100 dni przed maturą... Na moim biurku sterty książek, w których siedzę całymi wieczorami. Matematyka, język polski, angielski i geografia. Ale póki co przede mną egzamin zawodowy. Życzcie mi powodzenia! 
Czytaj więcej >
Create your space © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka